[1877]
Diuna. Samo to słowo potrafi przysporzyć szybszych palpitacji serca. A mówi to fan zarówno książki, niesławnego ale magicznego dzieła Lyncha oraz najnowszego filmu Dennisa Villeneuva. Świat przedstawiony w Diunie, kupił z miejsca wielu ludzi. Zarówno poprzez niezwykłe opisy tej życiodajnej a jednak zdradliwej planety, jak i niezwykłe, pieczołowite polityczne intrygi. I właśnie intrygami i zależnościami ta gra stoi. W myśl zasady, że wszystko jest tutaj z sobą w jakiś sposób połączone. Ale od początku.
Diuna to gra stara. Powstała jeszcze w czasach, gdy nikt nie słyszał takich terminów jak „player friendly”. Stare jest więc podejście zarówno w kwestii zasad i wyglądu. Chociaż ja sam wolę określenie „Old-schoolowe”. Nie liczmy na tony plastiku. W tej grze mamy wyłącznie klimatyczną acz niewielką planszę, karty i żetony. Żetony reprezentują naszej wojska. Karty do ulepszenia, które będziemy kupować. Tyle. Gra nie cierpi na częsty w dzisiejszych czasach nadmiar komponentów. Ale czy ta niewielka ilość wpływa na poziom skomplikowania samej gry? No niekoniecznie.
Gra jest dość skomplikowana. Wpływa na to zarówno potrzeba dogłębnego poznania prowadzonej przez nas frakcji (każda ma oddzielne zasady i sposoby prowadzenia rozgrywki) jak i potrzeba grania najlepiej w pełnym składzie. Bo dopiero przy 6 graczach, ta gra nabiera rumieńców większych, niż te obecne na twarzy pokonanego Harkonnena. Na szczęście gra posiada też zasady podstawowe, zalecane przy pierwszych rozgrywkach.
A jak wygląda sama rozgrywka? No cóż, trup ściele się gęsto. Gdy nieroztropnie nie doceniliśmy potęgi pustynnych burzy, potrafimy stracić całą swoją armię. Czerwie, które mogą na nas wyjść w każdym momencie, także tej sytuacji nie ułatwiają.
Diuna to gra w której w jednym nieostrożnym ruchu, możemy stracić dosłownie wszystko. Potem pozostaje powolne odbudowywanie początkowej potęgi albo wchodzenie w różnego rodzaju sojusze. Knuci intryg albo używanie zdrajców. To jedna z nielicznych gier, która uczy tego by nie wkładać wszystkich naszych środków do jednego koszyka. Bo koszyk ten może nagle poszybować hen daleko, niesiony śmiercionośnymi piaskami pustyni.
Wspomnieć należy, że gra uczy także innych praw ekonomicznych. Np. starego przysłowia, że „gdzie trzech się bije, tam korzysta Gildia”. Dodatkowym przysłowiem wykorzystywanym tutaj jest, „wiedza to potęgi klucz”. A wiedza o kartach w czasie licytacji, to akurat potęga Atrydów. Harkonnenowie są natomiast mistrzami intrygowania i wbijania noża w plecy. Rzucasz przeciwko nim swoją gigantyczną armię a oni użyciem odpowiedniego zdrajcy, rozbijają ci ją w puch. Ich bielejące na słońcu kości, staną się potrawką dla czerwi. Wspomnieć można jeszcze o Bene Gesserit, które dzięki swojemu monopolowi na doradzanie na dworach wielkich możnowładców, są obecnie dosłownie wszędzie. I kto mówił, że wojnę wygrywa się tylko wojskiem?
I chyba tutaj dochodzimy do największego „clue” tej gry. Jeżeli myślimy, że jest to zwykłe „dudes on the map”, gdzie przemieszczać będziemy sobie radośnie wojsko w celu dokonania efektownych pojedynków to możemy się srogo zawieść.
Diuna to gra o wiedzy. O informacji. O knowaniach. O tym, że będąc nieostrożnym, możemy wszystko stracić szybciej niż na ruletce. To gra o tym, że sojusze są nietrwałe ale życie bez sojuszu jest jeszcze krótsze. Więc jeżeli jesteś euro-graczem, który lubi wszystko przeliczyć i mieć klarowną sytuację na planszy to możesz się od tego tytułu odbić. Jednak jeśli lubisz prawdziwe emocje oraz nie straszna jest tobie ta wielka i przerażająca „Niewiadoma”, jeśli lubisz czasem zaryzykować i dogadywać się tak z ludźmi aby myśleli, że jesteś tylko nic nie znaczącym pionkiem – to wybierz ten tytuł.
Dla mnie Diuna to prawdziwa uczta. Polecam.Ocena: 5/5
Właściciel sklepu internetowego nie gwarantuje, że publikowane opinie pochodzą od konsumentów, którzy używali danego produktu lub go kupili.