[940]
Jest w języku angielskim powiedzenie brzmiące: "It's better than the sum of its parts". W dużym uproszczeniu oznacza to, że opisywana rzecz jest znacznie lepsza niż wynikałoby z pobieżnego spojrzenia na jej części składowe. Jest to jednocześnie doskonały opis "Wyspy Skye" - gry niepozornej, ale skrywającej niezwykle elegancki design.
Czytałem recenzje (częściej opinie), w których "Wyspę" opisywano jako Carcassonne z systemem licytacji, ale to tylko część prawdy. Faktycznie: esencją gry jest umiejętne układanie kwadratowych kafelków terenu, któremu towarzyszy licytacja - w każdej turze otrzymujemy trzy losowe kafle, z których jeden odrzucamy, a pozostałe wyceniamy tak, by na nich zarobić lub (o ile są dla nas użyteczne) zatrzymać dla siebie. Różnicą pomiędzy Carcassonne, a Wyspą jest jednak nieustanna "ruchomość" zasad tej drugiej. Otóż na początku każdej rozgrywki losujemy cztery (spośród szesnastu) żetonów punktacji, gdzie każdy nagradza za inny aspekt np. odpowiednie ułożenie kafli (linie, kwadraty, etc.), zawartość kafli (bydło, statki, budynki), umiejętne łączenie dróg, itd. Niestandardowa jest również kolejność punktowania - pierwsze rundy (a jest ich w każdej rozgrywce zaledwie pięć lub sześć) nagradzają spełnienie pojedynczego celu, ale późniejsze - ich kombinacji.
Co zabawne, wszystko powyższe nie jest tak skomplikowane jakby się zdawało. To nadal prosta gra w układanie kwadratów, ale jeśli przyjrzymy się jej zawartości nieco głębiej zobaczymy jak wiele strategicznych decyzji owemu układaniu kwadratów towarzyszy. Po pierwsze: ze względu na wspomnianą w poprzednim akapicie losowość celów wartość kafli zmienia się z rozgrywki na rozgrywkę. To znów wpływa bezpośrednio na licytację - nigdy nie możemy usiąść do partii ze z góry ułożoną strategią. Po drugie, przymus odrzucenia jednego kafla na rundę jest czasem błogosławieństwem, bo jeśli nie dysponujemy sporymi funduszami, to możemy po prostu odrzucić wartościowy kwadracik pozbawiając przeciwników szansy na jego zakup. Po trzecie, kafelki w Wyspie zostały przyozdobione sporą ilością elementów (krajobraz, drogi, bydło), dlatego jest stosunkowo niewiele sytuacji gdzie otrzymujemy kwadracik bezużyteczny, a jeśli tak się stanie, mamy możliwość pozbycia się go.
Losowość jest dla każdego designera gier oczywiście bronią obosieczną i w Wyspie da się to zauważyć. Bywają partie, w których cele układają się doskonale i w jednej turze można powalczyć o kilka punktów z różnej puli, ale są też i takie, gdzie nagrody są ze sobą nijak kompatybilne i jesteśmy zdani na łut szczęścia przy losowaniu kafli. Gra ma system wyrównujący szanse (gracz z najmniejszym dorobkiem otrzymuje w trakcie rozgrywki dodatkowe fundusze), ale często finanse na nic się zdają gdy inni gracze odpowiednio wcześnie ułożą swoje królestwo pod wylosowane cele. To wszystko jednak kwestia gatunku: Wyspa Skye oferuje głównie rozgrywkę taktyczną. Jak wspomina w swej recenzji Paul Dean: Wyspa to gra wymagająca ciągłego przystosowywania się do obecnej sytuacji, gdzie należy zwracać uwagę na praktycznie całą planszę: tak nasze królestwo, jak i naszych przeciwników, a do tego co turę należy wykazywać się sporą czujnością przy licytacji.
Wspomnieć należy też o pomniejszych wadach. Żetony celów są niezależne językowo, ale bez zajrzenia do instrukcji lub rozegrania kilkunastu partii trudno zorientować się co właściwie nagradzają. Wyspa jest też niespecjalnie emocjonująca w aspekcie wizualnym, choć jeśli się kiedyś widziało Szkocję na własne oczy, to trzeba przyznać, że w tamtejszym krajobrazie faktycznie dominują zielenie i błękit.
W pierwszym akapicie wspomniałem o niepozorności tej gry. Wyspa Skye nikogo nie rzuci na kolana, nikim nie wstrząśnie, nie będzie też najdroższym czy największym pudełkiem na półce fana planszówek, ale jest niemożliwa do pokonania w swej kategorii - gier tak solidnych, że zostają z wami na dłuższy czas, choć się wcale tego nie spodziewaliście. Jak płyta któregoś ulubionego, ale mniej znanego zespołu: żadna edycja limitowana - po prostu ulubione melodie skrywające ciekawsze emocje niż hity z radia.Ocena: 5/5
Właściciel sklepu internetowego nie gwarantuje, że publikowane opinie pochodzą od konsumentów, którzy używali danego produktu lub go kupili.